niedziela, 7 października 2018

Kino Elektronik

W dobie dominacji multipleksów, gdy dawne mniejsze kina odchodzą często w zapomnienie, każda inicjatywa, ratująca wpisane od lat w krajobraz miasta filmowe placówki, cieszy. Jednym z takich zreaktywowanych kin jest Elektronik na Żoliborzu.



Kino Elektronik powstało w latach 70-tych i stało się częścią Zespołu Szkół Elektronicznych i Licealnych przy ul. Gen. Zajączka. Podbiło serca Żoliborzan i oferowało szeroki repertuar - oprócz seansów filmowych odbywały się tu także koncerty i spektakle teatralne. 

W 2001 roku kino zostało zamknięte na kilkanaście lat, oficjalnie z powodu złego stanu technicznego. Szczęśliwie jednak, po latach, znalazła sobie miejsce obok Warszawska Szkoła Filmowa, prowadzona przez Bogusława Lindę i Macieja Ślesickiego. To ich fundacja postanowiła odnowić dawne kino. I tak z Elektronika możemy znów korzystać od roku 2015 :) 



Po wejściu do środka uwagę przykuwają stare urządzenia filmowe produkcji słynnych Łódzkich Zakładów Kinotechnicznych (przez pewien czas noszących też nazwę Kserotechnicznych) "Prexer". Zakłady te były jedynym w Polsce producentem projektorów filmowych.

Na ścianach obecnego kina powstały zaś murale. Prezentują kadry z klasycznych filmów lat przedwojennych (nie tylko polskich). 









Skoro już w tej okolicy jesteśmy, warto zajrzeć nieopodal na ulicę Mickiewicza. Tuż przy kinie stoi pomnik Żołnierzy AK poległych w ataku na Dworzec Gdański. Elementem pomnika jest ciekawa, ceramiczna rzeźba autorstwa Ireny Nadachowskiej z lat 70-tych. Przedstawia kobietę z różą w dłoni i jest symbolem utraconych na wojnie mężów, braci, synów..



Wracając do samego kina, warto oczywiście wybrać się tam na któryś z seansów. Urokliwe sale zapewniają klimatyczny nastrój, a organizatorzy dbają o różnorodny repertuar. Swego czasu kino zachęcało do przyjścia na cykl filmów Andrzeja Wajdy, obecnie zaś trwa w nim festiwal filmowy "Przejścia".


sobota, 7 kwietnia 2018

Z wizytą u Kubusia Puchatka

Jest takie bajkowe miejsce w Warszawie, gdzie zarówno nazwa jak i architektura przenoszą nas do jakby oddzielnego małego miasteczka - a magia ta dzieje się w samym centrum Stolicy. Kto przechadzając się wieczorem Świętokrzyską nie zerknął nigdy na osi gmachu Ministerstwa Finansów w południową stronę, ten nie wie co stracił :)


Oto bowiem oczom ukazuje się widok zupełnie czarujący - pięknie oświetlona stylowymi latarniami alejka zakończona... ratuszem? Nie sposób nie zajrzeć! Wejdźmy więc na ulicę Kubusia Puchatka :)



Nazwę tę wybrały dzieci w plebiscycie zorganizowanym niegdyś przez gazetę Express Wieczorny (kto jeszcze kojarzy taką z dzieciństwa? :)). Ulica Kubusia Puchatka stanowi centralną oś większego założenia - Osiedla Kubusia Puchatka, zwanego też Osiedlem Nowy Świat Zachód. Powstało ono jako tzw. zaplecze Nowego Światu w ramach jego odbudowy po wojennych zniszczeniach. Zrezygnowano z rekonstrukcji przedwojennych oficyn i podwórzy na rzecz nowego, socrealistycznego osiedla i pasażu - prócz funkcji mieszkalnych, miał on odciążać wąskie chodniki Nowego Światu i stanowić równoległy do Traktu Królewskiego przesmyk ciągnący się aż do Alej Jerozolimskich (ostatecznie dotarł jedynie do Chmielnej).




















Skoro socrealizm to mamy oczywiście arkadowe bramy i prześwity.  Bardzo ciekawe wrażenie robi zabudowany prześwit nad ulicą Warecką - doskonale widoczny od strony Nowego Światu. Ciekawostką jest, że bloki osiedla są niższe od kamienic Nowego Światu mimo, że mają od nich jedno piętro więcej... Różnica wynika z wysokości przedwojennych mieszkań - wiernie odtworzonych w kamienicach przy Trakcie.  

Warto dokładniej się przyjrzeć budynkowi mieszkalnemu (obecnie mieści także bibliotekę), zamykającemu oś ulicy Kubusia Puchatka od strony południowej. Właściwie konia z rzędem temu, kto odgadł tak prozaiczne przeznaczenie tej reprezentacyjnej budowli :) Przecież zdawałoby się, że jest tu przynajmniej jakiś ratusz miasta!


Choć wrażenie jest tylko wrażeniem, to jednakże tutaj jest i pewne odwołanie do historii. Okolica ta istotnie była bowiem w XVII wieku miasteczkiem - aczkolwiek prywatnym, dokładniej rzecz biorąc Jurydyką Nowoświecką. Jej ratusz znajdował się całkiem nieopodal, bo pod adresem Nowy Świat 37. 

Na obecnym "ratuszu" natomiast trzeba koniecznie zwrócić uwagę na zdobienia. Wykonane zostały techniką sgraffito, a jeden z malunków jest ponoć herbem dawnej Jurydyki Nowoświeckiej - niestety autorowi artykułu nie udało się ustalić, który dokładnie - może Czytelnicy dadzą radę? :)


















Arkadowe krużganki omawianego budynku tworzą świetną oprawę dla ulicy Tuwima. W pierwotnym założeniu miały znajdować się w nich antykwariaty - całe osiedle miało być "rajem dla kolekcjonerów" z dużą ilością księgarń i sklepów specjalistycznych w parterach budynków. Choć plany nie wyszły - architektura cieszy oko :)


Skoro Kubuś Puchatek to i miód... albo w tym przypadku - Mjud, który pewnie chętnie przyjmie strudzonych spacerem po osiedlu wędrowców :)


Na koniec zaznaczyć należy, iż nie tylko o architekturze pomyślano tworząc ten uroczy zakątek Śródmieścia. Jeśli zastanowiło Was nagromadzenie zieleni a zwłaszcza drzew to nie jest to przypadek - 40 lip przyjechało bowiem tutaj ciężarówkami aż spod Szczecina! I jeszcze jeden fakt, którego uczy nas tutaj Kubuś Puchatek. Socrealizm wcale nie musi być monumentalny by zachwycał :)